O nas

Pierwszy pies w naszym domu pojawił się w wakacje 1999 roku. Można powiedzieć, że dopiero wtedy. I był to oczywiście cavalier! Zakochaliśmy się w tej rasie od pierwszego wejrzenia. Pies nazywał się Atos Pamel Jolitta. Był z nami przez 2 lata. Niestety, ludzie bywają bardziej niebezpieczni niż zwierzęta. Atos został otruty i zmarł nagle 31 sierpnia 2001 roku.
Cała rodzina i znajomi byli załamani tą tragedią.

Wtedy postanowiliśmy kupić kolejnego cavisia, który przypominałby nam naszego ukochanego Atoska. W ciągu paru dni wykonaliśmy wiele telefonów do różnych hodowli oraz znajomych z wystaw. Mieliśmy dużo szczęścia, gdyż niedługo zadzwoniła do nas Dana Tosenovjanova z Czech, która o naszej tragedii dowiedziała się od Doroty Nych. Z Daną spotykaliśmy się wiele razy na ringach. Okazało się, że Dana ma do sprzedania jeszcze dwa pieski i oba blenheimy.
Umówiliśmy się z nią na możliwie najbliższy termin. 9 września 2001 roku spotkaliśmy się w Czeskim Cieszynie. Dana miała ze sobą dwa psiaki: Bastera i Briena. Ich matką była znana nam z wystaw Amelka Raf Pap, siostra Amandy (z którą Atos doczekał się córeczki). Ojcem psiaków był Habanera's Hitchhiker. Oba szczeniaczki były bardzo słodkie, ale wybraliśmy Bastera. Po powrocie do domu Bastuś zajął bezpieczne miejsce w łóżku Oli. I tak pozostało do końca.

Baster Aldaha Gold był zupełnie inny niż Atos. Był spokojniejszy, bardziej nieufny w stosunku do obcych. Za to uwielbiał siedzieć na naszych kolanach, przytulać się. Przepadał za długimi spacerami i kopaniem dołów - był przecież normalnym psem.
Wyrósł nam na pięknego, mądrego psa.

Jeszcze z Atosem złapaliśmy "wystawowego bakcyla". Staramy się być na wielu wystawach, oczywiście jest to uzależnione od wielu czynników. Rywalizację na ringu odbieramy jako czyste sportowe szaleństwo, choć jest to bardzo miły moment, kiedy wygrywa akurat nasz pies. Wystawy są wspaniałym momentem, kiedy można się spotkać "w klubie psiarzy", z ludźmi o takich samych zainteresowaniach i z pasją opowiadających o swoich psiakach. W życiu codziennym jest tak mało czasu na przyjemności, a to jest naprawdę duża radość zebrać się w takim gronie.

Po kilku wspaniałych latach, w których wiele weekendów spędziliśmy na wystawianiu Basterka, przeszliśmy na "emeryturkę". Basterek zdobył wszystko co było do zdobycia w Polsce - "dorosły" championat w wieku 22 miesięcy!!! Niestety zagraniczne wojaże były niemożliwe i dlatego teraz gościmy na wystawach tylko jako obserwatorzy, ponieważ nie jest łatwo tak z dnia na dzień zrezygnować ze spotkań z tyloma fantastycznymi ludźmi.

Po kilku latach marzeń o drugim caviśku udało się!!! W 2008 roku Kasia Maciaszek zadecydowała za nas i dosłownie na siłę wepchnęła nam do rąk przesłodkiego, rozbrykanego, cudownego maluszka Marlenka - po hodowlanemu Erigerona z Maciachowego Pola. I to było to, czego nam i Basterkowi bardzo brakowało. Marlenek jest przekochanym domisiem. Wprowadził do naszego domu mnóstwo radości, szaleństwa, nowej energii. Wszyscy zakochali się w tej małej iskierce, a Basterkowi w jego towarzystwie ubyło lat. Chłopaki szybko się dogadali i od pierwszego dnia byli praktycznie nierozłączni. Teraz wiemy, że jeden caviś to za mało...
Gdy zdarzyła się tragedia i Basterka potrącił samochód, byliśmy załamani i tylko Marlenek swoją niewyczerpaną radością dodawał nam sił. Operacja Basterka przebiegła pozytywnie i czekała nas długa rehabilitacja. A ta niespodziewanie przebiegła szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Marlenek tak emanował energią, że Basterek błyskawicznie (po 4 dniach od operacji!) wstał na łapki i szybko wrócił do sprawności. Niestety zdrówko nie było już takie na 100%, ale powróciła mu radość i chęć do życia. Obaj znowu byli nierozłączni - bawili się, powarkiwali, walczyli... Ot, męska przyjaźń...

Pod koniec października zdrówko Basterka zaczęło się pogarszać... Zmarł 9 listopada 2010r. Byliśmy wstrząśnięci i zrozpaczeni, przez długi czas nie mogliśmy się pozbierać. Od razu jednak pomyśleliśmy o nowym towarzyszu, też ze względu na Marlena, który po śmierci swojego bliskiego kumpla bardzo się zmienił - zamiast rozbrykanego, szalonego cavisia, oglądaliśmy codziennie smutnego pieska. Widać było, że bardzo cierpi...

I tak oto 20 listopada pojawił się u nas Magic Freddie Romigares, czyli po prostu Freddie.
Marlen z początku w ogóle nie tolerował małego psiaka. Ale po kilku dniach zaprzyjaźnili się, nie odchodzili od siebie nawet na krok. Nawet wtedy, gdy z jednym z nich musieliśmy jechać do weterynarza - drugi zawsze mu towarzyszył.

Spędzali ze sobą każdą chwilę, wspólnie rozrabiając. Chodziliśmy na długie spacery, jeździliśmy razem na ferie, wakacje i wystawy, aby choć raz na parę miesięcy spotkać się z "ludzkimi" i "psiowymi" przyjaciółmi.
Jednak Marlen do końca pozostał stonowany.

Po długiej i wyczerpującej chorobie, 9 września 2016 roku, Marlenek zasnął. A Freddie zmienił się nie do poznania. Jak poprzednio Marlen po stracie Basterka, tak i Fred bardzo posmutniał. Zdecydowaliśmy jednogłośnie - wszyscy potrzebujemy drugiego pieska. Musieliśmy na niego co prawda trochę poczekać, ale było warto - 18 grudnia 2016 roku dołączył do naszej rodziny pierwszy black&tan, obiecany i wychuchany Shelby-Boo Baltic Harmony, czyli Kubuś. Mała, szalona, czarna torpeda od Ewy Lipińśkiej znów wprowadziła do naszego domu uśmiech i radość. Freddie nigdy nie przepadał za maluchami, także i w tym przypadku nie było inaczej - dużo wody upłynęło w Czarnej, zanim zaakceptował nowego towarzysza. Ale potem byli już nierozłączni. Mimo że charaktery obu były skrajnie różne, nie odstępowali od siebie na krok. Wspólne spacery, wyjazdy, wakacje - było widać gołym okiem, jak wzajemnie się pilnują i potrzebują.

Niestety i z Freddiem wygrała choroba. Pożegnaliśmy go 5 grudnia 2019 roku. Kubuś z rozrabiającego, biegającego, szalonego pieska stał się bardzo stonowany. Na szczęście odezwała się do nas Iza Żerańska i już 21 grudnia tego samego roku zawitał u nas Kay Entherys, czyli po prostu Kajtek. Jako że przy każdym maluchu Kubusiowi włącza się tryb "Wujcio", przez kilka pierwszych dni nie mogliśmy go "odkleić" od pilnowanego na każdym kroku Kajtusia. Nawet na noc musieliśmy ich zamykać z nami w osobnych pokojach!

Kajtuś szybko zadomowił się u nas, a nam równie niewiele czasu zajęło, aby poznać się na jego charakterze. Pomijając fakt gryzienia wszystkiego i wszystkich małymi, ostrymi ząbkami okazało się, że jest z niego niezły spryciarz. Wciąż wykorzystuje każdą okazję, aby dopiąć swego - od patrzenia z cwaniackim błyskiem w oku, przez dopominanie się krzykiem o to, na czym mu zależy, aż po zajmowanie w nocy poduszki Grzesia w łóżku i "usypianie" w ułamku sekundy. Kubuś jednak jest bardzo dobrym wychowawcą i gdy nam dzieje się krzywda (np. ząbki wpiją się trochę za głęboko), przybywa z odsieczą.

Chłopaki uwielbiają spędzać ze sobą czas (nawet jeśli Kajtek podbiera ulubioną zabawkę Kubusia - przywiezionego z hodowlanego domu piszczącego kaczorka, i biega z nim, obwieszczając to całemu światu, wydając z niego dość piskliwe dźwięki...). Niewyobrażalne jest wychodzić na spacery czy organizowanie wyjazdów w niepełnym "stadzie". I wygląda na to, że to się nie zmieni...



Strona główna. Wszelkie prawa zastrzeżone. Ostatnia aktualizacja: 27.06.2021
© 2003/2021 http://basterki.strefa.pl - Basterkowo